Kaśka z Daną do tej podróży przygotowywały się bardzo dobrze. Tuż po wylądowaniu na lotnisku w Bolonii dokąd przyleciały liniami Centralwings, wynajęły samochód. Koniecznie musiał mieć klimatyzację - zaznaczyły przy wynajmie. Wylatywały z Krakowa, padało i wiało, a niebo miało kolory szarości. Bolonia przywitała ich uderzeniem ciepła już na schodach samolotu, błękit nieba był niesamowicie wyraźny, dzień upalny. Wynajętym samochodem dziewczyny udały się do schroniska młodzieżowego, wzięły orzeźwiający prysznic, zostawiły bagaże i pojechały na podbój Bolonii. Zaczęly od przyjemnej restauracji gdzie porządnie się posiliły spaghetti alla bolognese. Kuchnia bolońska jest dosyć ciężka, dlatego zamówiły dobre wino na trawienie. Następnie udały się do centrum zobaczyć 2 słynne wieże bolońskie, wstęp na jedną z nich był właśnie dostępny, dlatego za niewielką opłatą pokonały schody aby podziwiać panoramę Bolonii. Czerwone dachy które ją pokrywają mają tradycję jak żartują Wlosi komunistyczną. Na górze był przyjemny wietrzyk, dziewczyny zrobiły kilka zdjęć, a następnie udały się na podbój Uniwersytetu bolońskiego, który wraz z padewskim zalicza się do najstarszych na świecie. Studiowało tu wiele wybitnych osobistości. Okolice uniwersytetu są całe w wysokich portykach oczywiście koloru czerwonego. Portyki w architekturze Włoch są niezmiernie ważne przede wszystkim ze względu na cień, który dają przechodniom. Przyjaciółki udały się w kieunku Palazzo della Mercanzia, tam zatrzymały się w barze zamówiły sobie spritz z lodem, jako przystawki miły kelner przyniósł oliwki, orzeszki i chipsy. Niedaleko był słynny plac z fontanną Neptuna, grzechem byłoby być w Bolonii i nie obejrzeć tej słynnej fontanny. Dana chciała koniecznie obejrzeć cmentarz żolnierzy polskich poleglych w drugiej wojnie. Podjechały samochodem, ale cmentarz okazał się zamknięty, Otwarty był tylko we wtorki i niedziele do poludnia, ale przez brame widać było morze białych, równych krzyży. Nad głównym wejściem cmentarza rozciągał się napis po polsku. Kasia z kolei chciała obejrzeć za miastem małe urocze miasteczko Dozza, pojechały więc w kierunku miasta Imola. Za pół godziny były już na miejscu. Miasteczko rzeczywiście było malutkie i bardzo urokliwe. Centrum stanowił średniowieczny zamek, który postanowiły zwiedzić. Na dole zamku była winiarnia bardzo obficie wyposażona w różnego rodzaju wina z okolicznych winnic, na górze zamku rozciagała sie malownicza panorama na okolicę całą w odcieniach zieleni. W zamku odbywała się wystawa obrazów jakiegoś awangardowego artysty, którą z przyjemnością obejrzały. Było też parę rzeźb. Z drugiej strony zamku były dwie uliczki, wąskie, z mozaikami na murach domów. Był przytulny bar i kościólek. Danusia w barze zamówiła capuccino z pianką posypaną kakao a Kasia poprosiła o caffe' macchiato. Kiedy już odpoczęły od zgiełku Bolonii, zrelaksowały się ciszą Dozzy, czas był aby wracać do miasta do schroniska młodzieżowego, gdzie miały zarezerwowany nocleg, a następnego dnia miały udać się na lotnisko by liniami Cenralwings wrócić do Krakowa. Bardzo przyjemnie spędziły ten czas w Bolonii i postanowiły w najbliższym czasie udać się do Katanii na malowniczej Sycylii i do Rzymu, gdzie zwiedzaniu nie ma końca...